"Dawniej mówiono i pisano Drygalec. Części wsi: Cieszkówka, Elżbietka, Podgajcze (zamiennie występuje też jako samodzielna miejscowość). Nazwy obiektów fizjograficznych: Chłopskie Pola, Łąki Podworskie, Podworskie Pola.
Peryferyjnie położona w gminie wieś, na granicy z gminami Ożarów i Ćmielów. Przez jej teren przebiega droga Ostrowiec -Ożarów, a także linia kolejowa z przystankiem PKP.
Podgajcze dziś część wsi Drygulec. Położone na znakomitych ziemiach, czarnoziemach klasy I i II
Dobra Podgajcze zasiedlone już w neolicie i brązie należały w XIX w. m. in. do sandomierskich benedyktynek, ale w 1864 r. wystawione zostały na licytację wraz dobrami Drygulec.
Przedwojenny właściciel Podgajcza Henryk Roguski, jako oficer rezerwy wziął udział w Kampanii wrześniowej 1939 r. i dostał się do niewoli radzieckiej. Osadzony został w obozie w Kozielsku. Zginął w kwietniu 1940 r. w Katyniu. W Podgajczu do 1944 r. gospodarowali wdowa Krystyna Roguska i Wojciech Roguski.
Obecnie w byłym - ongiś prężnym i nowoczesnym a fatalnie prywatyzowanym - państwowym zakładzie przetwórstwa owocowo - warzywnego prowadzone jest przez Mariusza Małkiewicza nowoczesne gospodarstwo warzywnicze. Nowy właściciel uzyskuje znakomite efekty w produkcji warzyw na urodzajnych tutejszych glebach. Nowoczesną uprawą kapusty, marchwi i innych warzyw zainteresowało się także kilku rolników. Z dawnych zabudowań gospodarczych zachowały się ruiny suszarni chmielu. Nad byłym dworskim stawem ostała się z byłego kompleksu dworsko - parkowego kamienna figura Matki Boskiej, ufundowana przez Roguskich.
W czasie II wojny światowej, podczas frontu rosyjsko - niemieckiego w II poł. 1944 r. Niemcy założyli polowy cmentarz, gdzie chowano poległych i zmarłych z ran żołnierzy Wehrmachtu. Prochy żołnierzy ekshumowano w II poł. lat 90. ubiegłego wieku.
HISTORIA
W tej wsi wydobywano kamień w małych kamieniołomach, który dawniej używany był do wznoszenia budynków, przede wszystkim inwentarskich.
W Drygulcu produkowano ongiś w niewielkich wapiennikach wapno. Wiąże się to z występowaniem i odsłonięciami w tej okolicy wapieni jurajskich. W Oksfordzie teren Drygulca zalewało płytkie morze, w którym porastały biohermy gąbkowe i występowały wapienie krynoidowe i dolomityczne z drobnymi bułami krzemienia.
Dobra Drygulec do 1864 r. należały do sióstr benedyktynek w Sandomierzu i zostały wystawione na licytację
Pod koniec XIX w. wieś została rozparcelowana między chłopów, którzy nabyli ziemię. Było już wtedy 17 samodzielnych zagród w których mieszkało ok 170 osób.
Wg. informacji ks. Jana Wiśniewskiego wieś Drygulec zamieszkiwało kiedyś kilka rodzin niemieckich, wyznania protestanckiego. Na zachód od wsi znajdował się niewielki cmentarz wyznania protestanckiego, obwiedziony murem z kamienia polnego. Ostatni członkowie społeczności protestanckiej opuścili wieś na przełomie 1905 r. .
Wrześniową tragedię polskiego pociągu wojskowego na torach upamiętnia pomnik ustawiony obok torowiska przy przejeździe kolejowym w Drygulcu. Tu pierwotnie pochowani byli zabici podczas nalotu żołnierze, których następnie ekshumowano.
Ranni, a następnie zmarli żołnierze w pobliskich miejscowościach pochowani są na cmentarzach parafialnych, m. in. w Ożarowie, Przybysławicach i Bidzinach.
Wykaz 30 poległych 6 września 1939 wg. tablicy pomnikowej:
Michał Jeżykowski - rocznik 1907 r. ,
Jan Sroka - r. 1914,
Karol Sawicz - r. 1905,
Władysław Mita - r. 1913,
Stanisław Oleksy - r. 1913,
Jan Łukaszewicz - r. 1913,
Józef Górski -1917,
Andrzej Hataburak - r. 1917,
Jan Buczyński - r. 1916,
Mikołaj Bricyder - 1917,
Bazyli Janopski r. 1907,
Michał Rekieta - r. 1900,
Bazyli Gęsior - r. 1914,
Michał Cwynar - r. 1908,
Stefan Kraniecki - r. 1915,
Wiktor Bigus - r. 1913,
Sylwester Koncur - r. 1903,
Jakub Feld r. 1913,
wszyscy wymienieni pochodzili z "Tarnopola".
Franciszek Janik - r. 1908,
Rochajcherczak - r. 1905,
Stefan Bruzda - r. 1899,
Ludwik Orłowski - r. 1900,
pochodzili z Ostrowa Wielkopolskiego.
Aleksander Zając - r. 1914 z Nowego Sącza,
Michał Trybczyński - r. 1917 z Czortkowa,
Mieczysław Kasprzak - r. 1916 z Łodzi,
Stefan Urbański - r. 1916 z Łodzi,
Stanisław Stańczyk - r. 1916 z Łodzi,
Michał Witkowski - r. 1905 z Kalisza,
Marian Bulanda - r. 1914 z Nowego Sącza,
Józef Łukanka - r. 1917 z Nowego Sącza.
Początkowo poległych i zmarłych z ran pochowano w czterech zbiorowych mogiłach niedaleko torów. W 1954 r. dokonano ekshumacji szczątków żołnierzy i przeniesiono je do kwatery cmentarza wojskowego przy Cmentarzu Katedralnym w Sandomierzu.
Ponad stu rannych przywieziono do prowizorycznego szpitala w Ożarowie, gdzie kilkunastu żołnierzy zmarło i pochowani zostali na miejscowym cmentarzu. W sumie w wyniku bombardowania zginęło ponad 50 żołnierzy.
Na koniec 2004 r. Drygulec zajmował 487 ha (5,6 % powierzchni gminy) i zamieszkiwało tu 375 osób.
Drygulec - przystanek śmierci
Od wielu lat w każdą rocznicę wybuchu II wojny światowej w Drygulcu obok torowiska, gdzie stoi pomnik, obywają się patriotyczne manifestacje upamiętniające tragiczne wydarzenia z pierwszych dni września 1939 r. Organizatorem spotkań są władze samorządowe gminy Wojciechowice oraz środowisko lokalnych kombatantów.
Śmierć przyszła z góry. W słoneczne przedpołudnie, początkiem września, spadła z nieba chmara niemieckich bombowców. Na dwa pociągi stojące obok siebie w Drygulcu. Torowisko od Jasie zamieniło się na resztę dnia w piekło na ziemi.
Wrześniowe losy kapral Stanisława Wilka ze Słupca (gm. Łubnice), podobnie jak kilkuset tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego obfitowały w dramatyczne sytuacje. Może jednak mówić o szczęściu, gdyż niejednokrotnie kostucha zaglądała mu w oczy. Jego śmiertelna blaszka nie został przełamana na połowę. Przechowuje ją w całości jako wojenną pamiątkę obok innych Stanisław Wilk otrzymanych odznaczeń. 60 lat minęło od tamtych dni. Kapral Stanisław Wilk z 3 pułku legionów pamięta doskonale wydarzenia pierwszych dni wojny, ale nie jest to powód do radości. Jeszcze dzisiaj odgania od siebie zły czas, potworne obrazy rozbitego i spalonego pociągu. W1937 r. Stanisław Wilk zakończył zasadniczą służbę wojskową i wydawało mu się, ze jego rozstanie z mundurem było stałe. W przeddzień września 1939 r. otrzymał jednak kartę mobilizacyjną z czerwonym paskiem. Udał się więc zgodnie z przydziałem do macierzystej jednostki stacjonującej w Jarosławiu. Był mechanikiem kierowcą, został więc szoferem dowódcy pułku. Samochód tegoż załadowano na platformę specjalnego pociągu gospodarczego, formowanego na pierwszej stacji za Jarosławiem. Nazajutrz po mobilizacji konwój ruszył w kierunku Rozwadowa. Szczęśliwie - mimo kilkakrotnych nalotów - mijał kolejne stacje m. in. Rozwodów, ważny węzeł kolejowy, a także Sandomierz. Na dłuższy postój pociąg zatrzymał się w Drygulcu, tuż przed Ćmielowem. Wkrótce obok pierwszego stanął drugi, wypełniony żołnierzami. Kapral Wilk uważany za "złotą rączkę" otrzymał nietypowe zadanie. Miał wybijać dane poszczególnych żołnierzy swojej kompanii na tzw. tabliczkach śmierci.
Siedział na platformie swojego samochodu i grawerował na metalowych blaszkach nazwiska i podstawowe dane swoich kolegów. Blaszki owalnego kształtu miały w środku wyraźne nacięcia. Żołnierze zawieszali te dowody tożsamości na szyjach. W razie śmierci blaszkę przełamywano i jedną połówkę wsuwano poległemu w zęby, drugą zaś z takim tekstem zatrzymywano w dowództwie. Żołnierze jakby przeczuwali, że te ostatnie dowody śmierci mogą się im wkrótce przydać tłoczyli się przed platformą i poganiali kaprala Wilka, by szybciej wycinał napisy. Ale nie dane mu było dokończyć tej czynności. Najpierw usłyszeli daleki, ale już znajomy pomruk, który błyskawicznie przybliżył się i zamienił w łoskot. W chwilę później rozszalała się nad ich głowami ognista nawałnica. Bombowce niemieckie precyzyjnie lokowały śmiercionośne ładunki w długi wąż pociągów i tuż obok torowiska. A później uwolnione od ciężaru bezkarnie omiatały ogniem karabinów maszynowych to, co jeszcze ostało się żywe i co się ruszało. Wzdłuż i wszerz bezbronnych pociągów. Składające się bowiem z kilkudziesięciu wagonów transporty nie miały żadnej osłony przeciwlotniczej. Co prawda niektórzy żołnierze w bezsilnej złości próbowali strzelać do nurkujących samolotów ze zwykłych karabinów, ale bez efektów. Kiedy wydawało się, że hitlerowskie bombowce wyczerpały wszystkie niszczycielskie zapasy i będzie spokój, nowe chmary nadlatywały, siejąc trwogę i śmierć. Pociąg bowiem wiózł spore stado koni i zmarłych z ran żołnierzy umieszczonych w prowizokrów na zaopatrzenie wojska. Przeraźliwy ryk bydła i koni mieszał się z warkotem nurkujących samolotów, wybuchem bomb. Stanisław Wilk nosi w swej pamięci bardzo ostry i wyrazisty obraz tamtych przeżyć, kiedy co kilka sekund umierał. Widząc, że wybuchy bomb zbliżają się do jego platformy skoczył na ziemię i ukrył się pod wagonem. Bomba trafiła tuż obok. Podmuch powietrza wymieszanego z ziemią wyrzucił go z wielką siłą kilkanaście metrów od toru. Stracił przytomność, ale to go uratowało. Kilkanaście minut później nalot chwilowo ucichł. Oprzytomniał i chciał przyczołgać się do pobliskiego lasu, ale znów nadleciały bombowce. Ci, co ocaleli próbowali chować się do zagajnika, prowizorycznym szpitalu w Ożarowie ale morderczy ogień lotniczych karabinów pochowano na miejscowym maszynowych przygwoździł ich do ziemi. cmentarzu parafialnym - Leżałem w kartoflisku i przyciskałem się do uschniętych badyli. Pociski wokół mnie kosiły ziemię, ziemniaczane łęty tych co tam leżeli. Czekałem kiedy mnie trafi kula w ramię, głowę, plecy. W końcu nie wytrzymałem tego prażenia i podbiegłem do słupa telefonicznego, na którym było gęsto od drutów. Chciałem mieć nad głową choć taki dziurawy dach. Wydawało mi się, że może mnie to uratuje. Przytuliłem się więc do czarnego słupa i czekałem. Jeden z lotników dojrzał mnie - latali bardzo nisko, niemal po ziemi - zawrócił swoją maszynę, przekręcił ją i pociągnął serią. Pociski odcięły druty, które spadając przywaliły mnie. Po chwili wstałem i uszczypałem się w rękę. Jeszcze żyję.
Wreszcie przed wieczorem niebo się uspokoiło. Można było wtedy policzyć straty. Zabici i nadpaleni żołnierze leżeli w rozbitych wagonach wzdłuż toru kolejowego, w pobliskich kartofliskach. Ucierpiały również transportowane zwierzęta.
Dziwnym trafem ocalał jednak stojący na platformie samochód dowódcy pułku. On sam jednak został ranny podczas nalotu. Kapral Stanisław Wilk zdołał odtransportować pułkownika do szpitala. Później już nie miał po co wracać na poprzednie miejsce. W wyniku ciężkiego bombardowania pociąg gospodarczy 3 Pułku Piechoty z Jarosławia zakończył swój udział w wojnie obronnej 1939 r. pod Ćmielowem. Ostateczna klęska była coraz bliżej... "" [sic!]
Źródło: Józef Myjak, "Tam gdzie Świt cywilizacji rolniczej" . Monografia krajoznawcza gminy Wojciechowice, PAIR Sandomierz 2006